Podwójne standardy świętości i władzy. Dlaczego uzależniony prezydent nie jest problemem, a kapłan głoszący prawdę – tak?
Kiedyś, gdy po mszy smoleńskiej ks. Piotr Pawlukiewicz miał odwagę powiedzieć coś nie po linii partyjnych oczekiwań, został zaatakowany przez tych, którzy dziś nazywają się obrońcami wiary i narodu. Wtedy nie było w nich miłosierdzia, wtedy krzyczeli: „Zdrada! Tego księdza trzeba ukarać!”
Dziś ci sami ludzie, z tą samą świętobliwą miną, bronią polityków, którzy w przeszłości zmagali się z uzależnieniami. Co więcej — nie widzą w tym żadnego problemu. Bo przecież „człowiek się zmienia”, „każdy ma prawo do nawrócenia”.
Zgoda. Ale jeśli mówimy o nawróceniu, to znaczy, że wcześniej była prawda, skrucha, uznanie własnej słabości i droga do uzdrowienia. A nie – milczenie, unikanie tematu, PR-owa mgła i propagandowy uśmiech z mównicy.
Miłosierdzie dla swoich, potępienie dla innych
To, co dziś dzieje się w przestrzeni publicznej, to nie chrześcijańskie miłosierdzie, tylko wybiórcza moralność.
Kiedy premier w kampanii wyborczej przyznał się, że w młodości eksperymentował z narkotykami, jego przeciwnicy polityczni krzyczeli:
„Taki człowiek nie powinien rządzić krajem!”
A dziś? Gdy pojawiają się poważne sygnały, że prezydent sam walczy z uzależnieniem — nagle cisza. Ba, każdy, kto o tym wspomni, zostaje zastraszany paragrafami.
Pani z komentarza na Facebooku przypomniała art. 135 §2 Kodeksu karnego:
„Kto publicznie znieważa Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności do 3 lat.”
Pięknie. Tylko że tu nie chodzi o znieważenie, ale o prawdę. O pytanie, które ma prawo zadać każdy obywatel:
Czy człowiek z problemem uzależnienia jest w stanie podejmować trzeźwe decyzje w sprawach państwa?
To nie jest zniewaga. To troska o Polskę.
Odwaga mówić prawdę
Dziś ci, którzy mają odwagę pytać, są nazywani hejterami. A ci, którzy milczą w imię partyjnej lojalności, udają świętych.
Tymczasem prawdziwa świętość to nie milczenie wobec zła, ale mówienie prawdy z miłością i odwagą.
Ks. Piotr Pawlukiewicz mówił kiedyś:
„Nie bój się prawdy. Prawda czasem boli, ale tylko ona uzdrawia.”
Dziś brakuje takich głosów.
Zastąpiła je autocenzura i strach. Bo łatwiej zastraszyć cytatem z kodeksu karnego niż zmierzyć się z własnym sumieniem.
Prezydent też człowiek – ale nie ponad prawdą
Nie chodzi o to, żeby kogokolwiek potępiać. Każdy z nas ma swoje rany i słabości.
Ale jeśli ktoś przyjmuje urząd Prezydenta Rzeczypospolitej, symbolicznie bierze na siebie odpowiedzialność za naród.
A naród ma prawo wiedzieć, czy jego przywódca jest wolny – nie tylko politycznie, ale i duchowo.
Tego nie przykryją patetyczne przemówienia ani cytaty z wielkich Polaków. Bo cytaty nie wystarczą.
Trzeba jeszcze mówić od siebie. Z serca. Z prawdy.
Na koniec – pytanie do sumienia
Niech każdy z nas zada sobie dziś jedno pytanie:
Czy chcę żyć w kraju, w którym kapłana można było publicznie szkalować za słowa prawdy,
a prezydenta nie wolno nawet zapytać o jego słabość, bo to „zniewaga”?
Jeśli tak, to nie jest już Polska wolnych ludzi.
To kraj ludzi zastraszonych.
📍Autor: Roman Szczepkowski
📅 Blog katolickicoaching.pl – wolne słowo o wierze, moralności i odpowiedzialności społecznej.

Komentarze
Prześlij komentarz